poniedziałek, 26 października 2015

Hetero lesbijka.

Jestem hetero, jestem lesbijką. Jestem tym, kim trzeba być.

Krzyczy ojciec, krzyczy, rzuca talerzami. I mięsem. Jego ukochana córeczka została zgwałcona, zraniona i zdeprawowana przez tą wredną małpę (mowa oczywiście o brzydkiej homoseksualistce). Przecież u córeczki nigdy nie było objawów tego zboczenia, co więcej, wygląda jak kobieta, to jak to tak.
Co takiego się stało?
Po chwili następuje, dokładne, niczym odliczanie budżetu na pierwsze wczasy zagranicą z promocji, wyliczanie sobie nawzajem błędów rodzicielskich. Takie mniej kulturalne. Mama jeszcze broni dziecka, choć sama nie dowierza. Tata musi to przetrawić. Standard, oczywista oczywistość. Wysłałby do psychologa, ale istnieje szansa, że ten poprze "wybór" dziecka, więc się wstrzyma. Najlepiej więc zabronić kontaktów z tą bezbożnicą, znaleźć faceta i się modlić.
Zbyt mało bili za dzieciaka, a może zbyt mało wtrącali się w życie pierworodnej. Tak czy inaczej stało się. Mogą obwiniać siebie, "partnerkę" albo sam obiekt zainteresowania. Wybór należy do biednych rodziców.
Tak to bywa, że druga strona zawsze i tak ucierpi. Ale słowo daję, nie bardziej, niż "pierwsza".

Strach przed taką sytuacją jest normalny. Nie dziwi więc do czego można się posunąć, jeśli nie wyczuwa się istotnej szansy na akceptację i zrozumienie.

Zawsze byłam dwiema osobami. I nie, nie mam rozdwojenia jaźni, choroby dwubiegunowej (a przynajmniej jeszcze nie dostałam na to papierów, dzięki którym otrzymam zniżki na przejazd komunikacją miejską). Niczym kameleon dopasowywałam się do miejsca i sytuacji. Może też w pewnym stopniu sprawdzałam samą siebie.
Posłuchałam paru osób. Jak się nie zasmakowało czegoś lepszego, to się nie wie. 
Kolejny punkt odhaczony, samogwałt dokonany, wciąż lubię kobiety. Pseudo związki - chciałoby się, ale kiedy ja nie umiem.. Wszystko idzie nie tak. Zostaje uroić sobie świat, w którym jest się normalnym i żyć z taką złudną świadomością.
-Masz narzeczonego?!
-Nie, kurwa, narzeczoną! (ta wersja tylko w głowie, za każdym razem), a w realnym świecie - no właśnie.
Każda taka sytuacja dołuje, dobija i wykańcza. Są wyrzuty do samego siebie, dlaczego? A bo ja wiem... Bo to nie jest w porządku w stosunku do ukochanej, bo to nie jest w porządku w stosunku do siebie, bo to po prostu nie jest w porządku. Z każdym dniem ogrom tajemnicy rośnie. I tyka, wisi taka bomba i czeka na najmniej odpowiedni moment, by wybuchnąć.
I nie potrzeba kochanka, by prowadzić podwójne życie. Wystarczy być hetero lub sobą, na zmianę.
Analizując moje znajomości - najczęściej byłam tym, kim miałam być. Kim przystało być. A najgorsze jest to, że nie jestem jedyna i że do dziś nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Nie wywołują u mnie dziwnych reakcji osoby w związkach małżeńskich, ukrywające swoją prawdziwą twarz. Nie oceniam. Powiem więcej, rozumiem. Wszystko zależy od zdolności i siły psychiki.

A teraz taka sytuacja, 90% z nas przyzna, że brzmi znajomo.
Możesz uciec na Kamczatkę, a i tak natkniesz się na jakiegoś znajomego. Nie zawsze w odpowiednim momencie. 
Idzie taki Nowak i Kowalski, ostatni raz rozmawiali w liceum. Teraz mają rodziny, może nawet dzieci. Spotkanie po latach na ogół jest czymś radosnym. W naszej historii też by było, gdyby nie jeden fakt. Kowalski jest tym złym przeklętym HOMOniewiadomo. Większość ma ochotę wykrzyczeć, jak mu dobrze, jaką ma wspaniałą osobę u boku, jak cudowne jest życie "w zgodzie ze swoją naturą"!
Są jednak dwie opcje:
1.Nigdy nie okłamywałeś społeczeństwa, teraz możesz chwalić się i skakać do woli.
2.Nie chwaliłeś się, nie wyglądałeś jak pedzio lub bawół (w przypadku kobiet), wreszcie- miałeś partnera płci przeciwnej, nie miałeś problemu z aktywnym uczestniczeniem w tego typu rozmowach. Teraz masz problem.
Bo kto nie chce? Kto nie chce powiedzieć prawdy?
Ktoś na pewno, ale nigdy nie wynika to z tego, czego się tak naprawdę CHCE, tylko z tego, czego się obawiamy. Lub z tego, że dany rozmówca wisi nam i powiewa, w końcu nasze życie to nasze życie i nikomu nic do tego.
Owszem, nie jest to stała reguła. Bo jeśli Nowak to swój człowiek i mamy pewność co do jego reakcji, nie pozostaje nic innego niż na pytanie o żonę odpowiedzieć entuzjastycznie, że ślub był, ale trochę niekonwencjonalny (no dobra, rozmarzyłam się trochę, nie w Polsce takie obrazki). Jeśli jednak Nowak jest działaczem narodowym, sytuacja się komplikuje.
Obawy zawsze są i będą. Czy to jeden z rodziców, mimo że drugi wie i akceptuje, czy to szef w pracy, czy daleka ciotka. Przed kimś zawsze się udaje. Ładnie to nazywając - dostosowuje się do danej sytuacji, nie porusza drażliwych tematów, nie wywołuje się konfliktów, nie rani się bliskich.
Brzmi szlachetnie, lecz kiedy fakt wyjdzie na jaw, brzmi gorzej. Bo gdzie szczerość, gdzie zaufanie? 

A teraz wróć do sytuacji nr 1. Wklej tam po prostu osobę, której się obawiasz i jej przypuszczalną reakcję.
Kolejne zadanie: zadaj sobie pytanie czy aby na pewno prawda nie wyjdzie sama na jaw tak czy inaczej i czy kochasz siebie lub wybranka na tyle, by stawić temu czoło. Po prostu odpowiedz samemu sobie, co jest ważne..
Chce się pomądrzyć czasami, ale weź i się nie mądrz, jak histeryczkom się udało...






Większość w końcu zaakceptuje lub zacznie tolerować, ewentualnie przestanie robić problemy na każdym kroku. Nie jest źle! Skoro już nawet w dziwnym mieście, wygwizdowiu mentalnym - Białymstoku - da się żyć z tęczową rodziną, to już wszędzie da się być homoseksualistą!


Pozdrowienia ze szpitala psychiatrycznego, do którego niebawem trafię przez rozdwojenie jaźni. Już z ulgami.
Peace and love! (Tylko heteroseksualna oczywiście!)
Dobranoc!

1 komentarz: